niedziela, 24 grudnia 2017

środa, 11 października 2017

Hydropolis - wszystkie oblicza wody

Hydropolis we Wrocławiu, to centrum wiedzy o wodzie zorganizowane pod patronatem wrocławskich wodociągów. Interaktywne instalacje, filmy, modele powalają poznać życie oceanów, historię żeglugi, rolę wody w życiu człowieka, historię inżynierii wodnej i wiele jeszcze ciekawostek dotyczących wody.  Przeznaczona raczej dla dzieci 6+ i nastolatków, ale dorośli też znajdą wiele interesujących obiektów.  Jedna z lepszych interaktywnych wystaw. Bardzo ciekawe filmy i pokazy. 

Wejście do Hydropolis z drukarką wodną, która już w sama w sobie jest świetną zabawą dla dzieci - "spróbuj wejść suchą stopą" :)


Dawne zabudowania wrocławskich wodociągów












Ważne: dobrze jest zarezerwować bilet wcześniej. W Hydropolis jest ograniczona ilość zwiedzających, dlatego często brakuje biletów na daną godzinę i w zasadzie wejście "z ulicy" jest niemożliwe. Godziny otwarcia Hydropolis od 9 do 18 w dni powszednie i od 10 do 20 w weekendy.
Ceny biletów od 18 zł (ulgowy) do 72 zł (rodzinny).



sobota, 26 sierpnia 2017

Zamek w Pieskowej Skale

Zamek w Pieskowej Skale

Za górami, za lasami... Nie! całkiem blisko Krakowa, ale dawno, dawno temu żyła sobie dziewczyna o imieniu Dorotka z rodu Toporczyków. Całym sercem kochała młodego giermka, ale ojciec wydał ją za mąż za starego Szafrańca - pana na zamku w Dolinie Prądnika.  Dziewczyna była zrozpaczona. Również młody giermek, któremu odebrano ukochaną, nie mógł się z tym pogodzić. Chłopak
w przebraniu mnicha dostał się na zamek i porwał ukochaną. Niestety kochankowie nie uciekli daleko. Szybko zostali złapani, a wymierzona kara była bardzo surowa. Giermka przywiązano do konia i włóczony po okolicznych, kamienistych drogach.


Dorotkę Szafraniec skazał na śmierć głodową, zamykając w jednej z baszt zamkowych. Jak mówi legenda przez jakiś czas ukochany pies Dorotki wdrapywał się po skale i przynosił resztki jedzenia swojej pani. Stąd baszta, w której więziono dziewczynę nosi nazwę "baszty Dorotki", natomiast zamek nazwano Pieskową Skałą. 


Kiedy powiedziałam synowi, że jedziemy do Pieskowej Skały, zaraz zaczął wypytywać skąd taka nazwa. Znalazłam więc legendę o Dorotce, żeby jakoś Pieskową Skałę wytłumaczyć.
W rzeczywistości, kiedy przyjechaliśmy na miejsce, tuż pod wzgórzem zamkowym, napotkaliśmy... sześć kotów wygrzewających się w słońcu. Z kolei wystawa "Historia zamku w Pieskowej Skale" przyniosła wyjaśnienie nazwy tego miejsca. Jak wyczytaliśmy pierwsza wzmianka o zamku, pochodząca z 1315 roku mówi o "castrum Peskenstein", czyli skale Pesken. Przez lata "Pesken" musiało zostać spolszczone do "Pieskowe" i tak mamy dziś Pieskową Skałę.



Zamek należał do rodu Szafrańców, a więc w legendzie o Dorotce jest jakaś prawda. W XVI wieku właścicielem zamku był Hieronim Szafraniec, który zamek przebudował. Hieronim Szafraniec cieszył się szczególnym zaufaniem króla Zygmunta Starego. Monarcha mianował go nie tylko swoim sekretarzem, ale także wydał za niego za mąż swą córkę Reginę. Król Zygmunt wyprawił młodym huczne wesele na Wawelu, a za pieniądze z posagu panny młodej mógł Hieronim rozpocząć przebudowę swej rezydencji w Pieskowej Skale.Włoska moda zapoczątkowana renesansową przebudowę Wawelu sprawiła, że królewski sekretarz korzystał także z usług budowniczych z Italii. Przebudowa zamku na podstawie projektu Mikołaja Castiglione i  Gabriela Słońskiego rozpoczęła się w latach 1542-1544. W tym czasie powstał  arkadowy dziedziniec, ale też zaprojektowano ogrody. Prace trwały do około 1578 roku.








W 1655 r. Pieskowa Skała nie oparła się najazdowi Szwedów, którzy zajęli zamek i ogołocili. To dopiero początek złej passy zamku. W 1718 roku dalszych zniszczeń dokonał pożar. Na szczęście ówczesny właściciel zamku - Hieronim Wielopolski - odbudował pałac i urządził jego wnętrza
w stylu Ludwika XVI. Zamek był wówczas odwiedzany przez znane osobistości, m.in. gościł w nim August III Sas, zanim został koronowany na króla Polski oraz Stanisław August Poniatowski. Ten ostatni odwiedził zamek w 1787 r., już po śmierci Hieronima Wielopolskiego i po powrocie jego żony do Obór pod Warszawą, co świadczy o randze zamku i jego dobrym utrzymaniu, mimo że był on już coraz rzadziej zamieszkiwany.
Klementyna z Tańskich Hoffmanowa odwiedzając w 1826 r. Pieskową Skałę napisała, że wątpi aby mógł być w całej Polsce równie dawny pomnik lepiey zachowany, nie tylko zniszczenia żadnego, ale w tych stu pokojach, w tych obszernych krużgankach, które od dziedzińca na dwóch są piętrach,
w tych lochach podziemnych, nigdzie cienia zaniedbania lub nieporządku dostrzec nie można; wszędzie dowody staranney i troskliwey ręki, które mnie razem i ucieszyły i rozczulały.



W połowie XIX wieku zamek przeszedł w ręce rodziny Mieroszewskich. W 1863 r. zamek, będący jedną z twierdz powstańczych i schronieniem oddziału Langiewicza, ucierpiał znaczenie wskutek ostrzału rosyjskiej artylerii. Niestety rodzina Mieroszewskich nie zdołała utrzymać zamku. W 1902 r. cały majątek został zadłużony do tego stopnia, że wiosną została ogłoszona licytacja zamku,
a Krzysztof Mieroszewski wywiózł do Krakowa wszystkie cenniejsze sprzęty i przedmioty.
Dzięki głosom miłośników tego miejsce - Adolfowi Dygasińskiemu oraz Józefowi Zawadzkiemu -udało się odroczyć licytację i uzyskać kwotę 60 tys. rubli na wykupienie zamku. Założona z ich inicjatywy spółka (od 1905 r. Towarzystwo Akcyjne Zamek Pieskowa Skała) wykupiła zamek już
w 1903 r., w rok po śmierci Adolfa Dygasińskiego.


Towarzystwo Akcyjne, na czele którego stanął dr Henryk Dobrzycki, przystąpiło do odremontowania zamku i jego adaptacji na pomieszczenia letniskowe. Założono tam również muzeum archologiczno-przyrodnicze, które jednak uległo zniszczeniu w czasie I wojny światowej.

Podczas II wojny światowej zamek służył za czasowe schronienie dla setek osieroconych dzieci, głównie Zamojszczyzny i Wołynia.

Po wojnie zamek na krótko pozostawał w gestii Ministerstwa Rolnictwa i mieścił zarząd spółdzielni rolniczych. Obecnie jest oddziałem Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu. 
W latach 2014-2016 dzięki dotacji z budżetu państwa oraz wsparciu Islandii, Liechtensteinu i Norwegii otrzymanemu z funduszy norweskich i EOG, możliwe stało się podjęcie kolejnych prac konserwatorskich.




A tak zupełnie na marginesie - zamkowe muzeum jest chyba ostatnim, w którym zwiedzającym zaleca się zakładanie muzealnych kapci :D


czwartek, 6 lipca 2017

Tyniec - Ora et labora

Opactwo w Tyńcu powstało już w 1044 roku. Oczywiście było przebudowywane kilka razy po zniszczeniach dokonanych przez Czechów, czy Tatarów. Przez jakiś czas stało opuszczone, a na dobre mnisi powrócili tutaj w 1939 roku, choć tutejszy kościół stał się opactwem dopiero w 1968 roku.  


Benedyktyńską regułę "Ora et labora"widać tu na każdym kroku - cisza i skupienie, a jednocześnie porządek. Można dokładnie zapoznać się z benedyktyńskim dniem zaglądając na stronę opactwa, albo uczestnicząc w rekolekcjach i warsztatach, które są tu organizowane. 




Po środku klasztornego dziedzińca stoi stara studnia, która sięga aż do poziomu Wisły, a więc dotarcie do wody wymagało przebicia się przez całą skałę, na której osadzone jest opactwo. Według legendy, którą opisał Józef Ignacy Kraszewski historia tej studni wiąże się z przyjaźnią Jaśka Toporczyka i Staszka Nałęcza. Byli to dwaj przyjaciele, którzy żyli razem na dworze króla Bolesława Chrobrego. Jasiek był otwarty i wylewny, ale był też wybuchowy, Staszek zaś cichy i zamknięty w sobie, skory do ustępstw. Pewnego dnia, gdy doszło między nimi do kłótni i w gniewie Jaśko zabił przyjaciela. Przerażony swym czynem, prosił sąd o najsurowszą karę. Sąd królewski, w składzie którego zasiadał opat tyniecki, wymyślił karę - kopanie studni w skale, na której budowano właśnie klasztor. Król przystał na to i Jaśko rozpoczął mozolną pracę kruszenia i wydobywania skały. Pewnego dnia ukazał mu się duch przyjaciela, który udzielił mu rady, by po odłupaniu białego kamienia szybko wskoczył do szali, na którą ładuje kamienie. Tak też zrobił, a gdy tylko skazaniec wydostał się na górę, ze skały trysnęła woda.








Do Tyńca można łatwo dotrzeć z Krakowa samochodem, rowerem albo... statkiem. Ten ostatni sposób jest dość przyjemny w upalne dni. Statki/łódki odpływają każdego dnia o 10.10 spod Wawelu lub kilka minut wcześniej z postoju pod Galerią Kazimierz.